~Maggie~
-Riker... ja nie mogę! Nie mogę z tobą być? - krzyknęłam z płaczem
-Dlaczego? Wiedziałem! Zależy ci tylko na przyjaźni, a ja cię zmuszam. Przepraszam, Maggie, ale Cie kocham, a może to nie o przyjaźń Ci chodzi? Kochasz kogoś innego? Magg powiedz mi!
-Wyjeżdżam rozumiesz? Wracamy do Nowego Yorku! Moi rodzice się dowiedzieli, że uciekłam, babka Alex również.
Anna musi najpierw załatwić papiery żeby nas zabrać, ale trzeba czasu i wesz? Wątpię, że tu wrócę! – krzyknęłam. On nie zrozumie. On nigdy nie miał problemów, przecież zawsze miał miodowe życie, nie to co my.
-Magg... jaaa...- złapał mnie za rękę i widziałam smutek na jego twarzy. Nie... ja nie mogę na to patrzeć
-Nie Riker... zostaw... zostaw mnie w spokoju, lepiej o mnie zapomnij... - wyszarpałam mu rękę i odbiegłam od niego. Biegłam przez plażę zapłakana co chwilę ślizgając się na piasku i wywracając. Dlaczego my?! Dlaczego teraz?! To nie było pożegnanie jakiego chciałam. Nic z tych rzeczy. Nie było serduszek i kwiatków o których zawsze marzyłam. Było tak jak zwykle - Beznadziejnie. Dużo łez i cierpienia. Chyba inaczej nie będzie nigdy!
~Alex~
Nic nie widzę, przez te pieprzone łzy. Kurwa wszystko akurat teraz musi się jebać? Kończyłam pakować walizki z ubraniami kiedy do pokoju wleciał mi Ross, a zaraz za nim Rocky.
-Aaaaa Alex ratuj mnie!- krzyknął blondyn i zaraz został zaatakowany przez brata. Serio nie byłam w nastroju. Nie chcę wracać do Nowego Jorku i przebywać z kobietą, która potrafi się zwracać do mnie tylko bezosobowo. Która obwinia mnie o śmierć swojej córki. Bo gdybym się nie urodziła mama by żyła, a tata mnie nie zostawił. On tez nie mógł na mnie patrzeć. Na samo wspomnienie tego wszystkiego jeszcze większy strumień łez spłynął mi po policzkach.
- Rocky... Rocky! Przestań! Patrz.- zwrócił się Ross.
- Hej mała, a gdzie się wybierasz?- brunet próbował to obrócić w żart, on, jaki i ja i Ross wiedzieliśmy gdzieś w podświadomości, że się nie da.
- Alex? - odpowiedział mi jedynie mój szloch, głośny i donośny.
-Alex do cholery, odpowiedz!
- Wyjeżdżam nie widzisz?! Nie widzisz walizek do cholery?! Nie widzisz, że mi kurwa ciężko, bo wracam tam?! Więc zamknijcie się wszyscy i dajcie mi święty spokój! - wiem, że jestem nieprzyjemna, ale to mechanizm obronny. Zawsze trzymałam ludzi na dystans, żeby później nie cierpieć tak jak po odejściu Christiana. Nie odpowiadali. Jedynie stali i patrzyli na mnie zaszokowani. Widziałam na ich twarzach współczucie . Nie! Nie chcę współczucia. Nagle do mojego pokoju wpadła zapłakana Maggie.
-Skończyłaś się już pakować? Ciocia za dziesięć minut zawozi nas na lotnisko.
-Tak, jasne.
--Ale jak wracasz? Czemu? Magg,Alex gdzie jedziecie?
- Jak zawsze spragniony informacji, co Ross? - zapytałam
-Wracamy do NY. Wystąpiły.... komplikacje. - dopowiedziała brunetka.
-Dziewczynki wyjeżdżamy inaczej zaraz się spóźnimy. - krzyknęła ciocia. Złapałam swoje bagaże, a Magg poszła po swoje. Czyli to koniec. Pożegnałam się przelotnym uśmiechem i wyszłam z pokoju. Nie chcę jechać!
*Dwadzieścia minut później*
PASAŻEROWIE LOTU NUMER 34 NA TRASIE LOS ANGELES- NOWY JORK PROSZENI SĄ DO UDANIE SIĘ DO BRAMKI NUMER 27. ŻYCZYMY MIŁEJ PODRÓŻY. -usłyszałyśmy w głośnikach.
-Dziewczynki będę tęsknić, ale nie martwcie się.Jakoś to załatwię, tylko dajcie mi troszeczkę czasu dobrze?
-Och ciociu.- razem z Maggie przytuliłyśmy Anne. Gdyby nie ona, nie wiem co by z nami było.- Proszę powiadom resztę i ucałuj od nas Delly.
-Dobrze, a teraz już lećcie, bo wam lot ucieknie. - ciocia powycierała łzy i uśmiechnęła się do nas promiennie.
-Żegnaj ciociu. - pomachałyśmy i wsiadłyśmy do zdradzieckiej maszyny.
-Nie żegnaj, tylko do zobaczenia.
Huk, wybuch, ogień, strata.... śmierć!
~NARRATOR~
* 25 lipiec 2015*
Kolejna wiadomość w telewizji przypominająca każdemu straszną tragedię. Ponad pięćset osób straciło wtedy kogoś bliskiego.
" Dzisiaj mija rok od rozbicia się samolotu pasażerskiego boeinga 34 na trasie Los Angeles-Nowy Jork. Zginęło wówczas 567 osób. Uczcijmy ich pamięć minutą ciszy" .
Dla dwóch dziewczynek słowo "żegnaj" jednak się rzekło. Równo o 15:25 odeszły razem z pięćset sześćdziesięcioma pięcioma osobami. Niektórzy przyjęli to lepiej a niektórzy gorzej. Zobaczcie sami....
*25 lipiec 2014, dom Lynchów*
Ell, Rocky, Riker, Ryland i Ross nadal okupywali kanapę i wspominali wspólne chwile z Alex i Maggie, Delly za to oglądała zdjęcia na laptopie, kiedy zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę, a tam usłyszała zrozpaczony głos cioci Anny
- Rydel, proszę włącz szybko program 24. - i kobieta się rozłączyła. Blondynka wiele nie myśląc zabrała chłopakom pilota i mimo oburzeń włączyła program.
" Przerywamy program z komunikatem na żywo. Dosłownie przed chwilą samolot wiozący pasażerów lotu 34 do Nowego Jorku uległ doszczętnego zniszczenia. Przypuszcza się, że był to problem silników. Przestały pracować trzy zasilania przez co samolot zaczął spadać. Piloci nieudolnie chcieli uratować sytuacje przez co boeing rozbił sie jeszcze na pasie startowym. Źródła donoszą ze na pokładzie znajdowało się 567 osób.Niestety nikt nie przeżył. Będziemy państwa informować na bieżąco." - te słowa uderzyły w całą szóstkę niczym młot. Czuli się puści w środku. Byli pewni, mieli nadzieje, że jeszcze zobaczą dziewczyny, jednak jest ona złudna. Ich już nie ma.....
***
Cała ta katastrofa tak przytłoczyła całą rodzinę, że zaczęli się kłócić. Doszło do rozpadu zespołu. Ross i Rocky kłócili się o każdy błąd jaki popełnili. Bracia nie mogli na siebie patrzeć. Wobec tego Rocky wyjechał i nie utrzymuje kontaktu z nikim oprócz Rydel. Ross również wyjechał do Londynu. Okazało się, że chłopak zakochany był w Alex. Nie mógł usiedzieć w Los Angeles twierdząc, że wszystko tam przypomina mu dziewczynę. Riker? Chłopak się załamał po stracie ukochanej. Na szczęście z dołka pomogła mu wyjść pewna dziewczyna. Obecnie są szczęśliwym małżeństwem i spodziewają się dziecka. Rydel jest szczęśliwą mamusią i kochającą żoną ..... Matta. Mimo uczucia do Ellingtona stwierdziła, że nie może wiecznie czekać na niego, ten zaś pojechał do Kelly i został razem z nią.
Jakże smutny koniec historii przyjaźni i jakże dobry przykład, że nie zawsze wszystko kończy się happy end'em.
"Nigdy niczego nie planuj, nie analizuj, bo od życia i tak dostaniesz do czego się najmniej spodziewasz."
________________
To już jest koniec, nie ma już nić, jesteśmy wolni, możemy iść.....
Jak się podoba zakończenie? Nie bijcie :p
Wybaczcie, że tak późno ale pisanie go trochę nam go zajęło.
Renia myślisz, że nas zabiją?
Toooo, pewnie domyślacie się co to wszystko znaczy... dwa słowa i sześć liter.
THE END
Pysiek i Renia :*
-Riker... ja nie mogę! Nie mogę z tobą być? - krzyknęłam z płaczem
-Dlaczego? Wiedziałem! Zależy ci tylko na przyjaźni, a ja cię zmuszam. Przepraszam, Maggie, ale Cie kocham, a może to nie o przyjaźń Ci chodzi? Kochasz kogoś innego? Magg powiedz mi!
-Wyjeżdżam rozumiesz? Wracamy do Nowego Yorku! Moi rodzice się dowiedzieli, że uciekłam, babka Alex również.
Anna musi najpierw załatwić papiery żeby nas zabrać, ale trzeba czasu i wesz? Wątpię, że tu wrócę! – krzyknęłam. On nie zrozumie. On nigdy nie miał problemów, przecież zawsze miał miodowe życie, nie to co my.
-Magg... jaaa...- złapał mnie za rękę i widziałam smutek na jego twarzy. Nie... ja nie mogę na to patrzeć
-Nie Riker... zostaw... zostaw mnie w spokoju, lepiej o mnie zapomnij... - wyszarpałam mu rękę i odbiegłam od niego. Biegłam przez plażę zapłakana co chwilę ślizgając się na piasku i wywracając. Dlaczego my?! Dlaczego teraz?! To nie było pożegnanie jakiego chciałam. Nic z tych rzeczy. Nie było serduszek i kwiatków o których zawsze marzyłam. Było tak jak zwykle - Beznadziejnie. Dużo łez i cierpienia. Chyba inaczej nie będzie nigdy!
~Alex~
Nic nie widzę, przez te pieprzone łzy. Kurwa wszystko akurat teraz musi się jebać? Kończyłam pakować walizki z ubraniami kiedy do pokoju wleciał mi Ross, a zaraz za nim Rocky.
-Aaaaa Alex ratuj mnie!- krzyknął blondyn i zaraz został zaatakowany przez brata. Serio nie byłam w nastroju. Nie chcę wracać do Nowego Jorku i przebywać z kobietą, która potrafi się zwracać do mnie tylko bezosobowo. Która obwinia mnie o śmierć swojej córki. Bo gdybym się nie urodziła mama by żyła, a tata mnie nie zostawił. On tez nie mógł na mnie patrzeć. Na samo wspomnienie tego wszystkiego jeszcze większy strumień łez spłynął mi po policzkach.
- Rocky... Rocky! Przestań! Patrz.- zwrócił się Ross.
- Hej mała, a gdzie się wybierasz?- brunet próbował to obrócić w żart, on, jaki i ja i Ross wiedzieliśmy gdzieś w podświadomości, że się nie da.
- Alex? - odpowiedział mi jedynie mój szloch, głośny i donośny.
-Alex do cholery, odpowiedz!
- Wyjeżdżam nie widzisz?! Nie widzisz walizek do cholery?! Nie widzisz, że mi kurwa ciężko, bo wracam tam?! Więc zamknijcie się wszyscy i dajcie mi święty spokój! - wiem, że jestem nieprzyjemna, ale to mechanizm obronny. Zawsze trzymałam ludzi na dystans, żeby później nie cierpieć tak jak po odejściu Christiana. Nie odpowiadali. Jedynie stali i patrzyli na mnie zaszokowani. Widziałam na ich twarzach współczucie . Nie! Nie chcę współczucia. Nagle do mojego pokoju wpadła zapłakana Maggie.
-Skończyłaś się już pakować? Ciocia za dziesięć minut zawozi nas na lotnisko.
-Tak, jasne.
--Ale jak wracasz? Czemu? Magg,Alex gdzie jedziecie?
- Jak zawsze spragniony informacji, co Ross? - zapytałam
-Wracamy do NY. Wystąpiły.... komplikacje. - dopowiedziała brunetka.
-Dziewczynki wyjeżdżamy inaczej zaraz się spóźnimy. - krzyknęła ciocia. Złapałam swoje bagaże, a Magg poszła po swoje. Czyli to koniec. Pożegnałam się przelotnym uśmiechem i wyszłam z pokoju. Nie chcę jechać!
*Dwadzieścia minut później*
PASAŻEROWIE LOTU NUMER 34 NA TRASIE LOS ANGELES- NOWY JORK PROSZENI SĄ DO UDANIE SIĘ DO BRAMKI NUMER 27. ŻYCZYMY MIŁEJ PODRÓŻY. -usłyszałyśmy w głośnikach.
-Dziewczynki będę tęsknić, ale nie martwcie się.Jakoś to załatwię, tylko dajcie mi troszeczkę czasu dobrze?
-Och ciociu.- razem z Maggie przytuliłyśmy Anne. Gdyby nie ona, nie wiem co by z nami było.- Proszę powiadom resztę i ucałuj od nas Delly.
-Dobrze, a teraz już lećcie, bo wam lot ucieknie. - ciocia powycierała łzy i uśmiechnęła się do nas promiennie.
-Żegnaj ciociu. - pomachałyśmy i wsiadłyśmy do zdradzieckiej maszyny.
-Nie żegnaj, tylko do zobaczenia.
Huk, wybuch, ogień, strata.... śmierć!
~NARRATOR~
* 25 lipiec 2015*
Kolejna wiadomość w telewizji przypominająca każdemu straszną tragedię. Ponad pięćset osób straciło wtedy kogoś bliskiego.
" Dzisiaj mija rok od rozbicia się samolotu pasażerskiego boeinga 34 na trasie Los Angeles-Nowy Jork. Zginęło wówczas 567 osób. Uczcijmy ich pamięć minutą ciszy" .
Dla dwóch dziewczynek słowo "żegnaj" jednak się rzekło. Równo o 15:25 odeszły razem z pięćset sześćdziesięcioma pięcioma osobami. Niektórzy przyjęli to lepiej a niektórzy gorzej. Zobaczcie sami....
*25 lipiec 2014, dom Lynchów*
Ell, Rocky, Riker, Ryland i Ross nadal okupywali kanapę i wspominali wspólne chwile z Alex i Maggie, Delly za to oglądała zdjęcia na laptopie, kiedy zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę, a tam usłyszała zrozpaczony głos cioci Anny
- Rydel, proszę włącz szybko program 24. - i kobieta się rozłączyła. Blondynka wiele nie myśląc zabrała chłopakom pilota i mimo oburzeń włączyła program.
" Przerywamy program z komunikatem na żywo. Dosłownie przed chwilą samolot wiozący pasażerów lotu 34 do Nowego Jorku uległ doszczętnego zniszczenia. Przypuszcza się, że był to problem silników. Przestały pracować trzy zasilania przez co samolot zaczął spadać. Piloci nieudolnie chcieli uratować sytuacje przez co boeing rozbił sie jeszcze na pasie startowym. Źródła donoszą ze na pokładzie znajdowało się 567 osób.Niestety nikt nie przeżył. Będziemy państwa informować na bieżąco." - te słowa uderzyły w całą szóstkę niczym młot. Czuli się puści w środku. Byli pewni, mieli nadzieje, że jeszcze zobaczą dziewczyny, jednak jest ona złudna. Ich już nie ma.....
***
Cała ta katastrofa tak przytłoczyła całą rodzinę, że zaczęli się kłócić. Doszło do rozpadu zespołu. Ross i Rocky kłócili się o każdy błąd jaki popełnili. Bracia nie mogli na siebie patrzeć. Wobec tego Rocky wyjechał i nie utrzymuje kontaktu z nikim oprócz Rydel. Ross również wyjechał do Londynu. Okazało się, że chłopak zakochany był w Alex. Nie mógł usiedzieć w Los Angeles twierdząc, że wszystko tam przypomina mu dziewczynę. Riker? Chłopak się załamał po stracie ukochanej. Na szczęście z dołka pomogła mu wyjść pewna dziewczyna. Obecnie są szczęśliwym małżeństwem i spodziewają się dziecka. Rydel jest szczęśliwą mamusią i kochającą żoną ..... Matta. Mimo uczucia do Ellingtona stwierdziła, że nie może wiecznie czekać na niego, ten zaś pojechał do Kelly i został razem z nią.
Jakże smutny koniec historii przyjaźni i jakże dobry przykład, że nie zawsze wszystko kończy się happy end'em.
"Nigdy niczego nie planuj, nie analizuj, bo od życia i tak dostaniesz do czego się najmniej spodziewasz."
________________
To już jest koniec, nie ma już nić, jesteśmy wolni, możemy iść.....
Jak się podoba zakończenie? Nie bijcie :p
Wybaczcie, że tak późno ale pisanie go trochę nam go zajęło.
Renia myślisz, że nas zabiją?
Toooo, pewnie domyślacie się co to wszystko znaczy... dwa słowa i sześć liter.
THE END
Pysiek i Renia :*
Ja was zabiję :-) Czemu uśmierciłyście dziewczyny?! Wiem, że nie wszystko kończy się happy end'em nawet w realu, ale musiałyście je uśmiercać?! :'( Alex mogła by być z Rossem, Maggie z Rikerem i wszyscy byli by szczęśliwi :-) Ten cytat jest jednym z moich ulubionych. Chyba każdy w życiu miał choćby jedną taką sytuację, której się najmniej spodziewał. Ja ostatnio mam takich pełno... No, ale wracając do rozdziału. Jak Maggi się nie zgodziła wiedziałam, że coś zrobicie w tym rozdziale, ale nie myślałam, że to. Dobra to chyba wszystko co chciałam napisać. A i jeszcze jedno. Czemu skończyłyście bloga? I to jeszcze w taki sposób ? ;c
OdpowiedzUsuńI to już wszystko :-)
~Lizi
I zapraszam do siebie na bloga :-) http://r5-laura-maia-my-story.blogspot.com
UsuńNie nie nie!
OdpowiedzUsuńCzemu to się tak kończy?
I teraz jest mi smutno :-(
Kochaniiii złość piękności szkodzi :** ;3
OdpowiedzUsuńOooo jejku....to tylko blog. Miał się tak skończyć. Trudno. Nie złościć się.
OdpowiedzUsuńŚwietny blog :*
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam w pare godzin .
Szkoda że to już koniec ...
Czekam na kolejny świetny blog .
Życze weny .
Wierna fanka - Paulina