Oczywiście możecie teraz nas znienawidzić, ale NIE KOŃCZYMY BLOGA!
Nudziło się nam i napisałyśmy niewłaściwy rozdział, może nie którzy to załapali, a może nie :D
Na dniach pojawi się właściwy!
KOCHAMY WAS DENERWOWAĆ!! <3
czwartek, 28 sierpnia 2014
środa, 20 sierpnia 2014
Rozdział 17. THE END!
~Maggie~
-Riker... ja nie mogę! Nie mogę z tobą być? - krzyknęłam z płaczem
-Dlaczego? Wiedziałem! Zależy ci tylko na przyjaźni, a ja cię zmuszam. Przepraszam, Maggie, ale Cie kocham, a może to nie o przyjaźń Ci chodzi? Kochasz kogoś innego? Magg powiedz mi!
-Wyjeżdżam rozumiesz? Wracamy do Nowego Yorku! Moi rodzice się dowiedzieli, że uciekłam, babka Alex również.
Anna musi najpierw załatwić papiery żeby nas zabrać, ale trzeba czasu i wesz? Wątpię, że tu wrócę! – krzyknęłam. On nie zrozumie. On nigdy nie miał problemów, przecież zawsze miał miodowe życie, nie to co my.
-Magg... jaaa...- złapał mnie za rękę i widziałam smutek na jego twarzy. Nie... ja nie mogę na to patrzeć
-Nie Riker... zostaw... zostaw mnie w spokoju, lepiej o mnie zapomnij... - wyszarpałam mu rękę i odbiegłam od niego. Biegłam przez plażę zapłakana co chwilę ślizgając się na piasku i wywracając. Dlaczego my?! Dlaczego teraz?! To nie było pożegnanie jakiego chciałam. Nic z tych rzeczy. Nie było serduszek i kwiatków o których zawsze marzyłam. Było tak jak zwykle - Beznadziejnie. Dużo łez i cierpienia. Chyba inaczej nie będzie nigdy!
~Alex~
Nic nie widzę, przez te pieprzone łzy. Kurwa wszystko akurat teraz musi się jebać? Kończyłam pakować walizki z ubraniami kiedy do pokoju wleciał mi Ross, a zaraz za nim Rocky.
-Aaaaa Alex ratuj mnie!- krzyknął blondyn i zaraz został zaatakowany przez brata. Serio nie byłam w nastroju. Nie chcę wracać do Nowego Jorku i przebywać z kobietą, która potrafi się zwracać do mnie tylko bezosobowo. Która obwinia mnie o śmierć swojej córki. Bo gdybym się nie urodziła mama by żyła, a tata mnie nie zostawił. On tez nie mógł na mnie patrzeć. Na samo wspomnienie tego wszystkiego jeszcze większy strumień łez spłynął mi po policzkach.
- Rocky... Rocky! Przestań! Patrz.- zwrócił się Ross.
- Hej mała, a gdzie się wybierasz?- brunet próbował to obrócić w żart, on, jaki i ja i Ross wiedzieliśmy gdzieś w podświadomości, że się nie da.
- Alex? - odpowiedział mi jedynie mój szloch, głośny i donośny.
-Alex do cholery, odpowiedz!
- Wyjeżdżam nie widzisz?! Nie widzisz walizek do cholery?! Nie widzisz, że mi kurwa ciężko, bo wracam tam?! Więc zamknijcie się wszyscy i dajcie mi święty spokój! - wiem, że jestem nieprzyjemna, ale to mechanizm obronny. Zawsze trzymałam ludzi na dystans, żeby później nie cierpieć tak jak po odejściu Christiana. Nie odpowiadali. Jedynie stali i patrzyli na mnie zaszokowani. Widziałam na ich twarzach współczucie . Nie! Nie chcę współczucia. Nagle do mojego pokoju wpadła zapłakana Maggie.
-Skończyłaś się już pakować? Ciocia za dziesięć minut zawozi nas na lotnisko.
-Tak, jasne.
--Ale jak wracasz? Czemu? Magg,Alex gdzie jedziecie?
- Jak zawsze spragniony informacji, co Ross? - zapytałam
-Wracamy do NY. Wystąpiły.... komplikacje. - dopowiedziała brunetka.
-Dziewczynki wyjeżdżamy inaczej zaraz się spóźnimy. - krzyknęła ciocia. Złapałam swoje bagaże, a Magg poszła po swoje. Czyli to koniec. Pożegnałam się przelotnym uśmiechem i wyszłam z pokoju. Nie chcę jechać!
*Dwadzieścia minut później*
PASAŻEROWIE LOTU NUMER 34 NA TRASIE LOS ANGELES- NOWY JORK PROSZENI SĄ DO UDANIE SIĘ DO BRAMKI NUMER 27. ŻYCZYMY MIŁEJ PODRÓŻY. -usłyszałyśmy w głośnikach.
-Dziewczynki będę tęsknić, ale nie martwcie się.Jakoś to załatwię, tylko dajcie mi troszeczkę czasu dobrze?
-Och ciociu.- razem z Maggie przytuliłyśmy Anne. Gdyby nie ona, nie wiem co by z nami było.- Proszę powiadom resztę i ucałuj od nas Delly.
-Dobrze, a teraz już lećcie, bo wam lot ucieknie. - ciocia powycierała łzy i uśmiechnęła się do nas promiennie.
-Żegnaj ciociu. - pomachałyśmy i wsiadłyśmy do zdradzieckiej maszyny.
-Nie żegnaj, tylko do zobaczenia.
Huk, wybuch, ogień, strata.... śmierć!
~NARRATOR~
* 25 lipiec 2015*
Kolejna wiadomość w telewizji przypominająca każdemu straszną tragedię. Ponad pięćset osób straciło wtedy kogoś bliskiego.
" Dzisiaj mija rok od rozbicia się samolotu pasażerskiego boeinga 34 na trasie Los Angeles-Nowy Jork. Zginęło wówczas 567 osób. Uczcijmy ich pamięć minutą ciszy" .
Dla dwóch dziewczynek słowo "żegnaj" jednak się rzekło. Równo o 15:25 odeszły razem z pięćset sześćdziesięcioma pięcioma osobami. Niektórzy przyjęli to lepiej a niektórzy gorzej. Zobaczcie sami....
*25 lipiec 2014, dom Lynchów*
Ell, Rocky, Riker, Ryland i Ross nadal okupywali kanapę i wspominali wspólne chwile z Alex i Maggie, Delly za to oglądała zdjęcia na laptopie, kiedy zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę, a tam usłyszała zrozpaczony głos cioci Anny
- Rydel, proszę włącz szybko program 24. - i kobieta się rozłączyła. Blondynka wiele nie myśląc zabrała chłopakom pilota i mimo oburzeń włączyła program.
" Przerywamy program z komunikatem na żywo. Dosłownie przed chwilą samolot wiozący pasażerów lotu 34 do Nowego Jorku uległ doszczętnego zniszczenia. Przypuszcza się, że był to problem silników. Przestały pracować trzy zasilania przez co samolot zaczął spadać. Piloci nieudolnie chcieli uratować sytuacje przez co boeing rozbił sie jeszcze na pasie startowym. Źródła donoszą ze na pokładzie znajdowało się 567 osób.Niestety nikt nie przeżył. Będziemy państwa informować na bieżąco." - te słowa uderzyły w całą szóstkę niczym młot. Czuli się puści w środku. Byli pewni, mieli nadzieje, że jeszcze zobaczą dziewczyny, jednak jest ona złudna. Ich już nie ma.....
***
Cała ta katastrofa tak przytłoczyła całą rodzinę, że zaczęli się kłócić. Doszło do rozpadu zespołu. Ross i Rocky kłócili się o każdy błąd jaki popełnili. Bracia nie mogli na siebie patrzeć. Wobec tego Rocky wyjechał i nie utrzymuje kontaktu z nikim oprócz Rydel. Ross również wyjechał do Londynu. Okazało się, że chłopak zakochany był w Alex. Nie mógł usiedzieć w Los Angeles twierdząc, że wszystko tam przypomina mu dziewczynę. Riker? Chłopak się załamał po stracie ukochanej. Na szczęście z dołka pomogła mu wyjść pewna dziewczyna. Obecnie są szczęśliwym małżeństwem i spodziewają się dziecka. Rydel jest szczęśliwą mamusią i kochającą żoną ..... Matta. Mimo uczucia do Ellingtona stwierdziła, że nie może wiecznie czekać na niego, ten zaś pojechał do Kelly i został razem z nią.
Jakże smutny koniec historii przyjaźni i jakże dobry przykład, że nie zawsze wszystko kończy się happy end'em.
"Nigdy niczego nie planuj, nie analizuj, bo od życia i tak dostaniesz do czego się najmniej spodziewasz."
________________
To już jest koniec, nie ma już nić, jesteśmy wolni, możemy iść.....
Jak się podoba zakończenie? Nie bijcie :p
Wybaczcie, że tak późno ale pisanie go trochę nam go zajęło.
Renia myślisz, że nas zabiją?
Toooo, pewnie domyślacie się co to wszystko znaczy... dwa słowa i sześć liter.
THE END
Pysiek i Renia :*
-Riker... ja nie mogę! Nie mogę z tobą być? - krzyknęłam z płaczem
-Dlaczego? Wiedziałem! Zależy ci tylko na przyjaźni, a ja cię zmuszam. Przepraszam, Maggie, ale Cie kocham, a może to nie o przyjaźń Ci chodzi? Kochasz kogoś innego? Magg powiedz mi!
-Wyjeżdżam rozumiesz? Wracamy do Nowego Yorku! Moi rodzice się dowiedzieli, że uciekłam, babka Alex również.
Anna musi najpierw załatwić papiery żeby nas zabrać, ale trzeba czasu i wesz? Wątpię, że tu wrócę! – krzyknęłam. On nie zrozumie. On nigdy nie miał problemów, przecież zawsze miał miodowe życie, nie to co my.
-Magg... jaaa...- złapał mnie za rękę i widziałam smutek na jego twarzy. Nie... ja nie mogę na to patrzeć
-Nie Riker... zostaw... zostaw mnie w spokoju, lepiej o mnie zapomnij... - wyszarpałam mu rękę i odbiegłam od niego. Biegłam przez plażę zapłakana co chwilę ślizgając się na piasku i wywracając. Dlaczego my?! Dlaczego teraz?! To nie było pożegnanie jakiego chciałam. Nic z tych rzeczy. Nie było serduszek i kwiatków o których zawsze marzyłam. Było tak jak zwykle - Beznadziejnie. Dużo łez i cierpienia. Chyba inaczej nie będzie nigdy!
~Alex~
Nic nie widzę, przez te pieprzone łzy. Kurwa wszystko akurat teraz musi się jebać? Kończyłam pakować walizki z ubraniami kiedy do pokoju wleciał mi Ross, a zaraz za nim Rocky.
-Aaaaa Alex ratuj mnie!- krzyknął blondyn i zaraz został zaatakowany przez brata. Serio nie byłam w nastroju. Nie chcę wracać do Nowego Jorku i przebywać z kobietą, która potrafi się zwracać do mnie tylko bezosobowo. Która obwinia mnie o śmierć swojej córki. Bo gdybym się nie urodziła mama by żyła, a tata mnie nie zostawił. On tez nie mógł na mnie patrzeć. Na samo wspomnienie tego wszystkiego jeszcze większy strumień łez spłynął mi po policzkach.
- Rocky... Rocky! Przestań! Patrz.- zwrócił się Ross.
- Hej mała, a gdzie się wybierasz?- brunet próbował to obrócić w żart, on, jaki i ja i Ross wiedzieliśmy gdzieś w podświadomości, że się nie da.
- Alex? - odpowiedział mi jedynie mój szloch, głośny i donośny.
-Alex do cholery, odpowiedz!
- Wyjeżdżam nie widzisz?! Nie widzisz walizek do cholery?! Nie widzisz, że mi kurwa ciężko, bo wracam tam?! Więc zamknijcie się wszyscy i dajcie mi święty spokój! - wiem, że jestem nieprzyjemna, ale to mechanizm obronny. Zawsze trzymałam ludzi na dystans, żeby później nie cierpieć tak jak po odejściu Christiana. Nie odpowiadali. Jedynie stali i patrzyli na mnie zaszokowani. Widziałam na ich twarzach współczucie . Nie! Nie chcę współczucia. Nagle do mojego pokoju wpadła zapłakana Maggie.
-Skończyłaś się już pakować? Ciocia za dziesięć minut zawozi nas na lotnisko.
-Tak, jasne.
--Ale jak wracasz? Czemu? Magg,Alex gdzie jedziecie?
- Jak zawsze spragniony informacji, co Ross? - zapytałam
-Wracamy do NY. Wystąpiły.... komplikacje. - dopowiedziała brunetka.
-Dziewczynki wyjeżdżamy inaczej zaraz się spóźnimy. - krzyknęła ciocia. Złapałam swoje bagaże, a Magg poszła po swoje. Czyli to koniec. Pożegnałam się przelotnym uśmiechem i wyszłam z pokoju. Nie chcę jechać!
*Dwadzieścia minut później*
PASAŻEROWIE LOTU NUMER 34 NA TRASIE LOS ANGELES- NOWY JORK PROSZENI SĄ DO UDANIE SIĘ DO BRAMKI NUMER 27. ŻYCZYMY MIŁEJ PODRÓŻY. -usłyszałyśmy w głośnikach.
-Dziewczynki będę tęsknić, ale nie martwcie się.Jakoś to załatwię, tylko dajcie mi troszeczkę czasu dobrze?
-Och ciociu.- razem z Maggie przytuliłyśmy Anne. Gdyby nie ona, nie wiem co by z nami było.- Proszę powiadom resztę i ucałuj od nas Delly.
-Dobrze, a teraz już lećcie, bo wam lot ucieknie. - ciocia powycierała łzy i uśmiechnęła się do nas promiennie.
-Żegnaj ciociu. - pomachałyśmy i wsiadłyśmy do zdradzieckiej maszyny.
-Nie żegnaj, tylko do zobaczenia.
Huk, wybuch, ogień, strata.... śmierć!
~NARRATOR~
* 25 lipiec 2015*
Kolejna wiadomość w telewizji przypominająca każdemu straszną tragedię. Ponad pięćset osób straciło wtedy kogoś bliskiego.
" Dzisiaj mija rok od rozbicia się samolotu pasażerskiego boeinga 34 na trasie Los Angeles-Nowy Jork. Zginęło wówczas 567 osób. Uczcijmy ich pamięć minutą ciszy" .
Dla dwóch dziewczynek słowo "żegnaj" jednak się rzekło. Równo o 15:25 odeszły razem z pięćset sześćdziesięcioma pięcioma osobami. Niektórzy przyjęli to lepiej a niektórzy gorzej. Zobaczcie sami....
*25 lipiec 2014, dom Lynchów*
Ell, Rocky, Riker, Ryland i Ross nadal okupywali kanapę i wspominali wspólne chwile z Alex i Maggie, Delly za to oglądała zdjęcia na laptopie, kiedy zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę, a tam usłyszała zrozpaczony głos cioci Anny
- Rydel, proszę włącz szybko program 24. - i kobieta się rozłączyła. Blondynka wiele nie myśląc zabrała chłopakom pilota i mimo oburzeń włączyła program.
" Przerywamy program z komunikatem na żywo. Dosłownie przed chwilą samolot wiozący pasażerów lotu 34 do Nowego Jorku uległ doszczętnego zniszczenia. Przypuszcza się, że był to problem silników. Przestały pracować trzy zasilania przez co samolot zaczął spadać. Piloci nieudolnie chcieli uratować sytuacje przez co boeing rozbił sie jeszcze na pasie startowym. Źródła donoszą ze na pokładzie znajdowało się 567 osób.Niestety nikt nie przeżył. Będziemy państwa informować na bieżąco." - te słowa uderzyły w całą szóstkę niczym młot. Czuli się puści w środku. Byli pewni, mieli nadzieje, że jeszcze zobaczą dziewczyny, jednak jest ona złudna. Ich już nie ma.....
***
Cała ta katastrofa tak przytłoczyła całą rodzinę, że zaczęli się kłócić. Doszło do rozpadu zespołu. Ross i Rocky kłócili się o każdy błąd jaki popełnili. Bracia nie mogli na siebie patrzeć. Wobec tego Rocky wyjechał i nie utrzymuje kontaktu z nikim oprócz Rydel. Ross również wyjechał do Londynu. Okazało się, że chłopak zakochany był w Alex. Nie mógł usiedzieć w Los Angeles twierdząc, że wszystko tam przypomina mu dziewczynę. Riker? Chłopak się załamał po stracie ukochanej. Na szczęście z dołka pomogła mu wyjść pewna dziewczyna. Obecnie są szczęśliwym małżeństwem i spodziewają się dziecka. Rydel jest szczęśliwą mamusią i kochającą żoną ..... Matta. Mimo uczucia do Ellingtona stwierdziła, że nie może wiecznie czekać na niego, ten zaś pojechał do Kelly i został razem z nią.
Jakże smutny koniec historii przyjaźni i jakże dobry przykład, że nie zawsze wszystko kończy się happy end'em.
"Nigdy niczego nie planuj, nie analizuj, bo od życia i tak dostaniesz do czego się najmniej spodziewasz."
________________
To już jest koniec, nie ma już nić, jesteśmy wolni, możemy iść.....
Jak się podoba zakończenie? Nie bijcie :p
Wybaczcie, że tak późno ale pisanie go trochę nam go zajęło.
Renia myślisz, że nas zabiją?
Toooo, pewnie domyślacie się co to wszystko znaczy... dwa słowa i sześć liter.
THE END
Pysiek i Renia :*
wtorek, 12 sierpnia 2014
Rozdział 16 "What Can I Say?"
Dedykacja dla mojej kochanej Klaudii Bednarczyk oraz Izy "Lizi"Wochelskiej <3 Dziękuje kochane za pomoc *,*
~*~
~Alex~
Obudziłam się
wtulona w Rossa. Eeee Co? Aaaa no tak przecież sama go prosiłam, żeby został. Blondyn
jeszcze spał, więc delikatnie wygrzebałam się z łóżka, szybko się przebrałam i
wyszłam z pokoju cicho zamykając drzwi. Postanowiłam zrobić śniadanie dla
wszystkich, wiec zeszłam na dół, ale w kuchni już ktoś był. To była Ciocia
Anna. Siedziała ona załamana z jakąś gazetą w rękach... To nie wróżyło chyba
nic dobrego.
-Dzień dobry-
powiedziałam wchodząc do pomieszczania
-Nie jestem
pewna czy taki dobry. – Ciocia podała mi gazetę. To oznaczało tylko jedno...
Ross miał znowu racje. Wzięłam gazetę i zagłębiłam się w lekturze. Znowu kłania
sie temat tego pieprzonego bloga. Ja pierdole…
"Gwiazdki z zespołu R5 i ich przyjaciele wspaniale się bawią, jak widać na zdjęciu chłopcy nie próżnowali z alkoholem oraz nie bali się tańca na stole prawie nago! Idealny dowód, że cicha woda brzegi rwie!". Cholerny artykuł. Ludzie naprawdę nie mają nic ciekawszego do roboty?
"Gwiazdki z zespołu R5 i ich przyjaciele wspaniale się bawią, jak widać na zdjęciu chłopcy nie próżnowali z alkoholem oraz nie bali się tańca na stole prawie nago! Idealny dowód, że cicha woda brzegi rwie!". Cholerny artykuł. Ludzie naprawdę nie mają nic ciekawszego do roboty?
-Ciociu to nie
tak! Ktoś założył bloga i oczernia tam zespół. Ok przyznaje trochę się pospijali
i miało nie doszło do tragedii i było zamieszanie, później te przeprosiny i w
ogóle...- gadałam jak najęta
-Alex Marshal
jaka tragedia?! - ups....
-Coooo? Jaka
znowu tragedia? ha ha ha- zaśmiałam sie nerwowo głosem podniesionym o oktawę. -
No to ten... yyy. Pa!- krzyknęłam i uciekłam do swojego pokoju. Wleciałam do
pokoju trzaskając drzwiami i opierając się o nie ciężko dysząc, kompletnie
zapomniałam o śpiącym Rossie.
-Cco jest?-
blondyn zerwał sie z łóżka, a ja się roześmiałam jak głupia. Włosy sterczały mu
każdy w inna stronę i miał na sobie tylko różowe bokserki. Kiedy zrozumiał o co
chodzi wziął kołdrę z mojego łóżka i zawinął sie w nią. Awwww, Rossiu puścił
buraczka.
-I z czego się
śmiejesz łobuzie?!- krzyknął fochnięty
-Oj Ross nie
gniewaj się..- usiadłam kolo niego na łóżku, nadal sie nie odzywał więc
nachyliłam sie i cmoknęłam go w policzek.
- Lepiej?
-Lepiej.
-Ej wiesz? Tak
jakby odegraliśmy ta reklamę ze Snicersa. - zaśmiałam się, a chłopak dołączył
do mnie.
- Dobra
wracając czemu tu tak wparowałaś brutalnie mnie budząc?
-Bo wieeesz...-
i tu zaczęłam opowiadać scenkę z kuchni.
-Ja pierdole!-
krzyknął
~Riker~
Spałem tylko
dwie godziny, sam nie wiem, ale cały czas myślałem o pewnej, słodkiej brunetce
z pięknymi brązowymi oczętami i słodkimi jak malinka ustami, które potrafią całować
z taka delikatnością niczym piórko. Czyli prościej mówiąc o Maggie, gdy
zamykałem oczy i próbowałem zasnąć cały czas ukazywały mi się chwile, które
razem z nią przeżyłem. Wczoraj na tym paintballu ciągle za nią biegałem.
Uwielbiam jej śmiech, to cudowny dźwięk, oprócz tego cały czas tkwiły mi w
głowie te sowa, które wyczytałem w jej pamiętniku, a mianowicie „Ygh, o czym ja myślę? Ach no tak o moim
pierwszym pocałunku z tak cudownym, a zarazem nie osiągalnym dla mnie facetem”.
Byłem chłopakiem z którym pierwszy raz się całowała, normalnie zaszczyt. –
uśmiechnąłem się sam do siebie.
Kurcze co mi
jest? Przecież nic do niej nie czuję, a może jednak? Zawsze kiedy mam się z nią
spotkać jestem zdenerwowany, to obsesyjne pilnowanie żeby nie stała się jej
krzywda. Ta zazdrość nawet o moich braci. Nie, ja muszę z kimś porozmawiać, bo
inaczej zwariuje! Wygrzebałem się z łóżka i poranna toaletę wykonałem w
expressowym tempie. Ubrałem sie w jeansowe spodnie i do tego czarna koszulkę z
napisem #music i pobiegłem po pomoc. Bez pukania wpadłem do pokoju Rydel
krzycząc coś w stylu "Siostra potrzebuję pogotowia uczuciowego".
-Boże!
Człowieku! CZY TY WIESZ, KTÓRA JEST GODZINA RIKER?!- Krzyknęła moja siostra
-Wiem siostra!
Ale ja zaraz zwariuje jak z kimś nie porozmawiam!- usiadłem na podłodze opierając
się o szafkę i zacząłem opowiadać, a siostra mnie słuchała bardzo uważnie.
-Stary! Z tego
co widzę, to ty się naprawdę zakochałeś! – krzyknęła radośnie.
-Nie jestem
pewny, czy aby na pewno jestem gotowy na związek, a co jak ją skrzywdzę? Co jak
nam się nie będzie układało? Jestem od niej starszy, więc mogę to wszystko
spieprzyć!
-I co z tego,
że starszy, to tylko cztery lata?! Jesteś dorosły, ona jak na swój wiek też
jest! Jak się postarasz, to nic nie spieprzysz, jesteś wyjątkowym chłopakiem, Ja wiem, że jej nie skrzywdzisz… A jak to zrobisz, to współczuje Ci…– powiedziała
Delly i na koniec wystawiła język
-Czyli
wnioskując, uważasz, że powinienem dać nam szanse? – zapytałem
-Jeśli ją
naprawdę kochasz… i nie jest Ci obojętna, to uważam, że już dawno powinniście
być razem, zresztą widać, że Maggie, też na tobie zależy, a wnioskując z jej
rozmów ze mną… Ona Cię kocha i przy Tobie czuje się wyjątkowa…
-Wszystko
rozumiem, ale jak ja mam to zrobić? Jak poprosić ją o chodzenie?- powiedziałem
z poważną miną.
-A w tym już
nie mogę Ci pomóc braciszku, musisz sam pomyśleć…
-No dobrze…
Dziękuje za tą rozmowę i wybacz mi proszę, że tak z samego rana przychodzę do
Ciebie i męczę… - przytuliłem się do Delly, a potem opuściłem jej pokój.
Zastanawiając się jak mam to zrobić…
Siedziałem w
swoim pokoju i myślałem w jaki sposób ją poprosić o chodzenie, mijały godziny,
a ja nadal nie wiedziałem co mam zrobić. Może zrobić to w tradycyjny sposób? Po
prostu pójść do parku na spacer i tam o to prosić? A może wziąć ją na plaże,
albo gdzieś gdzie dużo ludzi nie chodzi i pooglądać zachód słońca. Sam nie
wiem. Ale chwila, To wcale nie jest głupie! Pójść na plaże i wziąć gitarę i jej to wyśpiewać?
Nie to bez sensu… Chociaż dłużej się zastanawiając, wcale nie aż tak bardzo…
-Dobra raz
kozie śmierć - pomyślałem w duchu, przebrałem się i postanowiłam złożyć
dziewczynie nie zapowiedzianą wizytę. Wziąłem jeszcze gitarę i udałem się w stronę
domu Maggie,. Mam tylko nadzieje, że ją tam zastanę… Po chwili byłem na miejscu
~Maggie~
Leże sobie
spokojnie na kanapie, dochodzi godzina szesnasta
trzydzieści. Miałam ochotę się trochę zrelaksować, więc ubrana w mięciutki
szlafrok zrobiłam popcorn i włączyłam telewizor, akurat leciał mój ulubiony
serial „Pretty Little Liars”.
Gdy skończył
się odcinek nagle usłyszałam dzwonek do drzwi , spojrzałam na zegar było parę
minut po siedemnastej
-A kogo tutaj
niesie? – zastanawiałam się Maggie, już chciałam wstać, ale drzwi otworzył
Matt, kątem oka ujrzałam tam… Rikera?
-Ymmm hej Mat,
jest może Maggie? – zapytał blondyn
-Siema stary,
jest… w salonie – Mat zaprosił Rikera do środka, a ja wstałam z kanapy.
-Ummm, a co ty
tutaj robisz? – zapytałam i się lekko uśmiechnęłam.
-Przyszedłem
porwać Cię na spacer, wiec jeśli masz ochotę… Mam gitarę…
-Jasne, ale daj
mi pięć minut- przerwałam mu i pobiegłam do swojego pokoju.
Wyjęłam z szafy
krótkie spodenki, czarną bokserkę, a na to założyłam czerwoną koszulę w kratę,
szybko pobiegłam do drzwi, założyłam czerwone conversy.
-Gotowa!- krzyknęłam,
a po chwili przy mnie był chłopak. Wyszliśmy z domu.
-Gdzie idziemy?
– spytałam
-Na plaże. –Całą
drogę szliśmy w ciszy.
-Usiądziemy? –
zapytał mnie chłopak
-Okeej. (?)
Właśnie zaczęło
zachodzić słońce.
-Jeju, jaki
piękny widok!- powiedziałam i szeroko się uśmiechnęłam
-Nie taki
piękny jak ty – wait what? Czemu gdy wbija we mnie te swoje zniewalające oczy
od razu się rumienię?
- ymm Riker-
chłopak przerwał dziewczynie kładąc palec na jej ustach
- nic nie mów
teraz tylko posłuchaj… Blondyn zaczął grać i śpiewać.
Uh, Uhh, Yeah
Ok maybe I'm shy
But usually I speak my mind
But by your side
I'm tongue tight
Sweaty palms
I turn red
You think I have no confidence
But I do to start with you
Now I'm singing all the word
I'm scared to say
Yeah
So forgive me
If I'm doing this wrong
Well I'm trying my best in this song
To tell you what can I do
I'm stuck on you
I'm hoping you feel what I do
Cause I told
Mom about you
I told her
What can I do
I'm stuck on you
And like the night
Sticks to the moon
Girl, I'm stuck on you
Uh, Uhh, Yeah
Look at me
Perfectionist
Yea, I'm melancholic
And on my phone I be at home
I don't like pools but make my bet
Frost to keep my teeth perfect
Yea, it's true
I got issues
So I'm singing all the word
I'm scared to say
Yeah
So forgive me
If I'm doing this so wrong
I'm trying my best in this song
To tell you what can I do
I'm stuck on you
I'm hoping you feel what I do
Cause I told
Mom about you
I told her
What can I do
I'm stuck on you
And like the night
Sticks to the moon
Girl, I'm stuck on you
Uh, Uhh, Yeah
Uważnie
wsłuchałam się w każde słowo tej piosenki, przez cały czas jak to śpiewał patrzył
mi głęboko w oczy, nie umiem opisać tego co właśnie czuje…. W końcu Riker się odezwał.
-Maggie… Bardzo
i mi się podobasz i chciałbym się Ciebie spytać....Czy, czy zostaniesz moją
dziewczyną? – wydukał, a ja? A ja nie wiedziałam co powiedzieć…. Czułam motyle
w brzuchu, wiedziałam że poczułam coś więcej do niego, ale czy jestem pewna
swoich uczuć, czy chcę z nim być, a przede wszystkim czy go kocham? Czy to
tylko złudzenie?
-No więc? –
spytał zaniepokojony blondyn
-Riker….
CDN <3
_______________________
Witamy o tak późnej porze, przepraszamy, że musieliście tyle czekać na nexta, ale w końcu ruszyłyśmy dupę i napisałyśmy, choć trzeba przyznać, że było trudno... Kawałek rozdziału pomagały nam napisać Klaudia i Lizi <3 Dziękujemy! <3
Z góry przepraszamy za jakieś błędy :D
A teraz pytania do was!
Jak myślicie co odpowie Maggie? Jak potoczą się jej dalsze losy? Hymmm? Wszystko się dowiecie już nie długo <3
Gorąco pozdrawiamy!
Subskrybuj:
Posty (Atom)